Uwaga!

poniedziałek, 10 marca 2014

TWO

Patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę. Miałam pewność, że go znam. Podążając jego wzrokiem zdałam sobie sprawę, że skanuje mnie mając złe zamiary. 
-Twój ojciec kazał mi cię zawieźć do domu.-powiedział do mnie.
Nic nie mówiąc ruszyłam w stronę głównej bramy cmentarza. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam idącego wolnym krokiem chłopaka. Przystanęłam i wyciągnęłam do niego rękę. 
-Cześć Liv jestem, a ty?
-Harry.
Z początku uznałam go za jakiegoś sępa, ale nie mogłam go przecież oceniać po tym w jaki oschły sposób się do mnie zwrócił. Może coś go dręczyło, lub w jakiś dziwny sposób go uraziłam. Nie miałam o tym pojęcia. Po wyjściu z głównej bramy chciałam udać się na pobliski przystanek autobusowy gdy Harry złapał mnie za ramię.
-Tym razem do domu pojedziesz autem.-oznajmił z uśmiechem na twarzy.
Nie mogłam go rozszyfrować. Raz był dla mnie oschły, a raz miły. Lecz nic nie mogłam zrobić. Wsiadłam do jego czarnego mercedesa. Przez całą drogę siedzieliśmy w milczeniu. Byłam zadowolona widząc swój dom. Chłopak zaparkował niedaleko. Zdziwiło mnie to lecz postanowiłam jak najszybciej wybrnąć z tej dziwnej sytuacji. Pociągnęłam za klamkę w samochodzie, ale nie mogłam otworzyć drzwi.
-Przepraszam, ale czy mógłbyś mnie wypuścić?- zapytała ledwo słyszalnym głosem. 
-Słuchaj. Nadejdzie taki czas kiedy wszystkiego się dowiesz. Na dzień dzisiejszy nie oceniaj mnie. Myślę, że spotkamy się jeszcze nie raz.- powiedział z diabelskim uśmiechem.
To było dla mnie dziwne. Lecz po jego tajemniczym wyznaniu pozwolił mi opuścić pojazd. Dreszcze przeszły mi po plecach, szłam wolny krokiem. Nie rozumiałam całej sytuacji jaka panowała w moim życiu. Podchodząc do drzwi mojego domu poczułam w sobie chłód i odrazę sama nie wiedząc czemu. Gdy nagle drzwi otworzyły się przed moim nosem. 
-Czemu tu tak stoisz, i nie wejdziesz?- zapytała do mnie z szerokim uśmiechem Sam.
Wtedy zrozumiałam, że źle ją potraktowałam. Weszłam do domu. I poprosiłam kobietę o rozmowę. Obydwie usiadłyśmy w kuchni przy stole.
-Wiesz...-zaczęłam niepewnie.-Źle się z tym czuję w jaki sposób cię potraktowałam tak oschle. 
-Olivia, rozumiem w jakiej sytuacji jesteś, ale zrozum. Ja nie chcę zastąpić ci mamy tylko chce utrzymywać z tobą przyjacielskie relacje. 
Jej odpowiedź była dla mnie wystarczająca raczej byłaby gdyby tata był z nami. Po raz kolejny zawalił sprawę. Z tego co Sam mi powiedziała był na spotkaniu biznesowym. W ramach naszej "przyjaźni" postanowiłyśmy zrobić uroczystą kolację. Razem przygotowałyśmy posiłek i nakryłyśmy do stołu. Gdy ojciec wszedł do domu był zdziwiony, pozytywnie zdziwiony. Nie obyło się bez obściskiwania ze strony gołąbeczków, teraz mi to nawet nie przeszkadzało. 
***
-Olivia możemy porozmawiać?-ton mojego ojca był poważny.
-Tak jasne, ale jeżeli chodzi o ten poranny wybryk to jest już w porządku.
-No nie do końca. Zrozum nie możesz więcej widywać się z tym całym chłoptasiem, który cię przywiózł.
-Ale..
-Żadnych ale. Poza tym nie zrozumiałabyś.
To było naprawdę dziwne. Nie mogłam pojąć całej tej sytuacji. Sam na początku każe Harry'emu po mnie przyjeżdżać, potem ta akcja w jego aucie a teraz zakaz spotykania się z nim. Pobiegłam do siebie do pokoju. Gdy na zegarku wyświetliła się godzina 23.00 wyszłam z pokoju i udałam się na trzecie piętro naszego domu. Pamiętam do dziś, że jak byłam mała tata zabronił mi tam wchodzić pod pretekstem duchów. Lecz zdawałam sobie sprawę z tego, że musiałam zdobyć jakieś informacje na temat Harry'ego. Stojąc przed brązowo-czarnymi drzwiami zawahałam się czy wejść tam czy może wrócić do pokoju i spać. Weszłam. Moim oczom ukazało się biurko na, którym stała lampa z laptopem oraz biblioteczka z szeregiem równo ułożonych w tym samym kolorze teczek. Zdałam sobie sprawę, że zajmie mi to dużo czasu więc zaczęłam od komputera. Miałam szczęście, że nie było na nim blokady. Na pulpicie znajdowało się dużo folderów. Jeden z nich zatytułowany był "Harry1011"- lecz on był pusty. Podeszłam do biblioteczki i znalazłam teczkę z tym numerem. W niej było sporo dokumentów jaki i znjęć chłopaka. Jedyne co udało mi się znaleźć to to co najważniejsze czyli numer telefonu i adres. Szybko zanotowałam to na jakiejś karteczce i włożyłam ją w ostatniej chwili.
-Liv...Co ty tu robisz?- usłyszałam głos ojca.

wtorek, 18 lutego 2014

One

***
Szare ulice Londynu, oświetlane jedyne przez kilka lamp dawały jasne promienie oświetlające jedną z najgorszych dzielnic tego miasta, Brixton. Przejść tamtędy godziną wieczorną to był cud. Nawet sami mieszkańcy boją się wyjść z własnego domu do sklepu. Policja gości tu codziennie. A to za sprawą mojego ojca i jego spółki. Dwa najpotężniejsze gangi narkotykowe Londynu na jednej ulicy, czego chcieć więcej. Zdawać by się mogło, że najgorsze miejsce w mieście wiąże się z drewnianymi domami w opłakanym stanie. Mimo iż jestem córką jednego z najobrzydliwszych ludzi na świecie, który ma pieniędzy jak, nie powiem co to żyje mi się ciężko. Nie uczęszczam do szkoły, ponieważ mój ojciec uważa to za głupie. Sam sprowadza sobie codziennie nowe kobiety, które po nocy z płaczem wybiegają z naszego domu.
***
Promienie słoneczne przebijające się przez moje okno obudziły mnie. Przetarłam oczy i podeszłam do okna. Może to trochę dziwnie zabrzmi, ale zdziwił mnie widok słońca w tej części Londynu gdzie codziennie pada deszcz, albo wygląda jakby się na niego zbierało. Z uśmiechem na twarzy podeszłam do mojej szafy wyciągając z niej najwygodniejsze rzeczy i z pokoju skierowałam się na łazienkę. Delikatnie chwyciłam za klamkę, lecz okazało się, że drzwi są zamknięte. Z początku pomyślałam, że to mój ojciec, ale gdy z pomieszczenia wyszła kobieta, zamurowało mnie. Stanęła przede mną w samym ręczniku. Na mój widok uśmiechnęła się i podała mi rękę. 
-Witaj, ty musisz być Olivia.-zaczęła. Mam na imię Samantha, ale mów mi Sam. 
-Tak.Cześć, ale myślę, że nie musimy się do siebie przyzwyczajać.- odpowiedziałam surowym tonem. 
To było dość dziwne, bo zazwyczaj wszystkie jego kochanki ulatniały się rano. Szybko załatwiłam moje sprawy łazienkowe i zeszłam na dół do kuchni. To było obrzydliwe. Obściskiwali się na stole kuchennym jakby nie mieli sypialni. Unikając, z którymś z nich kontaktu wzrokowego podeszłam do lodówki zabierając stamtąd butelkę wody. Chciałam już pobiec na górę, gdy mój ojciec chwycił mnie za rękę.
-Poczekaj moja droga. Jak myślę poznałaś już Sam. Pomieszka z nami dłużej.- Z uśmiechem na twarzy powiedział.
-Słuchaj, nie obchodzi mnie to czy ona jest na jedną czy na dwie noce, ale mógłbyś zachować się fair w stosunku do mamy.
-Nie tym tonem moja droga. Zdaję sobie sprawę, że jest ci ciężko, ale to było i minęło.-dodał.
Czułam już jak po moim policzku spływa łza. Nie mogłam na niego dłużej patrzeć. Moja mama umarła nie wiadomo w jakich okolicznościach, a on zamiast się tym przejąć sprowadza do domu jakieś wywłoki. Zastanawiałam się ile może mieć lat ta jego nowa miłość. We własnym domu nie czułam się dobrze. Pobiegłam na górę. Szybkim ruchem złapałam telefon i portfel, po czym wybiegłam z domu.
***
Pogoda znacznie się pogorszyła. Mimo iż słońce było na niebie wiał straszny wiatr. Nie zniechęciło mnie to. Wszystko było lepsze niż zostanie w domu. Wolnym krokiem szłam w kierunku przystanku autobusowego. 
Wyjęłam z kieszeni telefon. Spojrzałam na datę i zamurowało mnie. Jak mogłam zapomnieć o urodzinach własnej matki. Zaczęłam biec i w ostatniej chwili wsiadłam do autobusu. Zdziwiło mnie to, że pojazd był praktycznie pusty. Był środek tygodnia i godziny po południowe kiedy to ludzie mieli wracać z pracy. Cóż to jednak nie był mój problem. Zajęłam miejsce siedzące tuż przy oknie. Podziwiałam te szare monotonne ulice. Dzieci, które spędzają całe dnie na dworze, są szczęśliwe bawią się. Gdy wyjechaliśmy z dzielnicy Brixton ujrzałam zupełnie inny widok. Piękne kamienice, mnóstwo ludzi idących, radosnych, szczęśliwych. W autobusie usłyszałam przemiłą panią, która zapowiedziała mój przystanek. Wstałam i wysiadłam z pojazdu. Moim oczom ukazał się cmentarz i tylko kilka starszych pań wchodzących przez bramę. Podeszłam do pewnego chłopaka, handlującego świeczkami i pięknymi bukietami. Po jego wyglądzie można było wywnioskować, że stoi tutaj bardzo długo i nie jest mu to na rękę. 
-Dzień Dobry. Jeżeli można to poproszę te dwie czarno-niebieskie świeczki i ten wielki bukiet za nimi.
-To będzie...-zaczął młodzieniec.
-Masz- wyjęłam banknot 100 funtowy i wręczyłam go.- reszty nie trzeba.
Jego mina była bezcenna. Z zakupionymi rzeczami kierowałam się w stronę grobu mojej mamy. Z każdym krokiem mój uśmiech zanikał, serce biło coraz szybciej. Gdy byłam na miejscu łzy momentalnie spływały po moich policzkach. Zapaliłam świeczki, położyłam bukiet i odmówiłam modlitwę. Nie mogłam uwierzyć w to, że już jej nie ma pośród żywych. Usiadłam na ławce i zaczęłam opowiadać jej to co się działo przez ostatnie dni. Deszcz zaczął padać coraz mocniej. Miałam uczucie, że z każdym wypowiedzianym słowem pada coraz bardziej. Zdałam sobie sprawę, że robi się coraz ciemniej wstałam z ławki i rozejrzałam się wokół. Nie było nikogo. Zamarłam, ponieważ gdy odwróciłam głowę w stronę grobu tuż za nim stał chłopak. Jego kręcone włosy pod oporem deszczu opadły mu na twarz. Wtedy zdałam sobie sprawę, że gdzieś go już kiedyś widziałam.   
***

Dzięki wam za uwagę, ponieważ jest to mój pierwszy rozdział i pierwsze opowiadanie liczę na jak najmniej słów krytyki. :* 


niedziela, 16 lutego 2014

Prolog


Mój świat, w którym jestem jedna i jeszcze kilka szmat
Wokół mnie jest pełno gang'ów.
Jednak jestem w swoim żywiole.
Pod dom codziennie zajeżdża czerwona fura. 
Robię to o czym ty nawet boisz się pomyśleć.
Codziennie dostaję rulon pieniędzy jak sushi.
Nie jestem tym o czym myślisz. 
Nie znasz mnie i mojej burzliwej historii. 
To nie jest jakieś miłosne gówno. 
To jest życie, prawdziwe życie, o którym ty nawet nie masz pojęcia. 






Secret II